Pora zatem zajrzeć do Kosmicznego Kłamcy. Ostatni materiał Cosmic Liar and Murderer "Sex Metal" nieco zaistniał w metalowej przestrzeni i doczekał się nawet solidnych recenzji. W międzyczasie muza poleciała w Anty-Radiu, w szacownej audycji Rzeźnia (wydanie 376 i 380) oraz w audycji Metalizacja studenckiego Radia Index z Zielonej Góry.
Demian Heftel znany z takich bandów jak Nocturnus, After Death czy Deastined To Ruin podsumował materiał jednym zadniem „ That's definitely good stuff. Different than the norm”.
Zaś Magazine Musick w numerze z listopada 2011 napisał:
"W czasach kiedy Morbid Angel ze swoim ostatnim materiałem a`la Laibach zabrnął w ślepą uliczkę, oto pojawia się materiał polskiego zespołu, któremu dużo bardziej na zdrowie wychodzi paranie się post death metalem. Industrialny i elektroniczny grunt, który dla Amerykanów okazał się niczym ruchome piaski - zwodniczy i zabójczy dla Cosmic Liar And Murderer zdaje się być żyznymi czarnoziemami. Dajmy jednak już spokój tym porównaniom gdyż faktycznie jedyne co łączy obie grupy to podobny poziom dekadencji w muzyce. I nic poza tym. Cosmic Liar & Murderer choć widać, że wychowany na death metalu - poszedł zupełnie inną ścieżką i uderza między oczy na swój własny sposób. Brutalna energia i prostota podana z niebywałym wdziękiem. Niczym dziewczyny z okładki: połączenie uduchowienia z Kałasznikowem. Nowa nieformalna grupa religijna! No cóż, tak trzymać, ja jestem fanem tej bliżej nieokreślonej muzyki, którą stworzył CLAM na bazie wspomnień o starych czasach i świetności takich grup jak Righteous Pigs czy Terrorizer. Czytelników poszukujących zachęcam do tej duchowej strawy a samej kapeli powiadam: nie poddawajcie się, każda religia zaczynała jako sekta! (7,5/10)".
Kolejny z recenzentów (Heavy Metal Pages & others) podsumował muzę następująco:
"Trio z Kołobrzegu tworzą muzycy znani z legendarnych już zespołów: Bloody Psycho, Morbid Tales Slaughter czy Piekielne Wrota. Jednak w istniejącym od czterech lat projekcie CLAM Roger, Krakus i Nasty hołdują swym obecnym, bardzo eklektycznym fascynacjom. To trwająca 13 min., podzielona na sześć utworów instrumentalna muzyczna podróż w nieznane. Utwory są krótkie – od 2’28 do zaledwie 1’32, ale bardzo treściwe – nie ma tu mowy o przeroście formy nad treścią. Przeważa szybka, piekielnie dynamiczna jazda, oparta na gitarowych riffach i świetnej pracy perkusji (“Death On Electric Canvas”). Nie brakuje też psychodelicznych zwolnień (”Kick & Run”) czy nawet wyrazistej melodii, wyłaniającej się spod kilku gitarowych śladów („Ayahuasca”). Warstwę rytmiczną uzupełniają loopy, zaś schizofreniczny nastrój i chory klimat tworzą klawisze – często wysuwające się na plan pierwszy, czasem współbrzmiące z gitarami. Szybki ”Closed Eyes Open Mind” sporo czerpie z dokonań Tiltu. Nie brakuje też czytelnych nawiązań do death metalu, grindcore i mathcore, połączonych z awangardowymi eksperymentami spod znaku Naked City Johna Zorna, The Locust czy Mike’a Pattona. Rezultatem jest porywający materiał, który może zainteresować zarówno maniaków muzycznej ekstremy oraz zwolenników awangardy i free jazzu. (5).".
Rlyeh Zine zaś jak poniżej:
"Widząc okładkę, z której wieje chińszczyzną w dość militarnym znaczeniu i zestawiając to z tytułem płytki od razu wiedziałem, że lekko nie będzie. Pominę dyskretnie iż dane mi było słuchać tego materiału jeszcze przed oficjalną premierą. No, ale do rzeczy. To co wyprawia to trio to cały misz masz gatunków oparty o niespójne spektrum brzmieniowe (mam wrażenie że co solówka to inne brzmienie), pozbawiony w dodatku wokali w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. CLAM zbudował swoją muzykę na bazie niektórych aspektów twórczości PAN THY MONIUM, Kosmicznego Industrialu, odrobina nastrojowości a’ la King Diamond i… muszę to napisać- tego co słyszeliśmy na ostatnim materiale DEADSPEAK. „Sex Metal” nie ma nic wspólnego z sugerującym przyjemny odsłuch, muzykowaniem. To rzecz trudno przyswajalna- muzyka wymagająca, ale i wbrew pozorom wciągająca i znakomicie zrealizowana. Rzadko się słyszy takie rzeczy. W składzie CLAM odnajdziecie członków SLAUGHTER, DEADSPEAK… i już samo to powinno sprawić, że z samej choćby ciekawości zapoznacie się z tą w 100% chorą muzyką. (7,5/10)."
Z nieco jakby prywatnych recenzji Wydawca nieistniejącego już niestety NNCh Zine napisał:
"Jestem rozjebany na kawałki, a dokładniej rzecz ujmując na 6 kawałków :) Ten nowy materiał CLAM mnie zszokował. Niesamowita energetyczna muza, przywodzi na myśl szaleńców z Macabre z USA. Takie entuzjastyczne i zarazem szalone i wariackie granie. Ech..te subtelne klawisze, jak świetnie się wkomponowały w całość. Bardzo ładne melodie. I cały czas to swawolne tempa. Nie ma wokalu i wcale go tu nie brak! A to jest sztuka. Gratuluję - jestem pod wrażeniem. Kiedy ten materiał powstał? W 2011 roku? Bardzo mile mnie nim zaskoczyłeś :)Raz jeszcze gratuluje - jestem pod wrażeniem"
Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz