RECENZJE

SKALA "Skalkulator"  - Alternativepop.pl


No proszę, ilu młodych twórczych ludzi siedzi w "podziemiu". Skala to (dla mnie) zupełnie nieznany zespół. Nie raz już chyba pisano o tym, że dobre zespoły nie mają większych szans zaistnieć na dużej scenie, a promowane są totalnie przeciętne produkcje. Skala to formacja, która z powodzeniem mogłaby odnieść sukces, gdyby była promowana. Jak sami muzycy twierdzą ich twórczoć wyrasta z dokonan takich kapel jak: Tortoise, Tarwater, To Rococo Rot czy też Do May Say Think. I to jest prawda. Na "Skalkulatorze" znajdziemy 13 kompozycji utrzymanych w lekkiej ciepłej atmosferze. Nienachalne, nieco rozbudowane kompozycje przywodzą na myśl dokonania Tortoise z pźniejszego okresu twórczości. Nawet brzmienie gitary jest miejscami doć podobne. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że po co takie powtarzanie i że już gdzieś to słyszeliśmy. Ale mi się wydaję, że wciąż jest zapotrzebowanie na taka muzykę. Łączenia nieco progresywnej stylistyki z lekka nutą elektroniczną nigdy dość. Ciekawostką jest fakt wykorzystania przez muzyków automatu perkusyjnego ERM - 32, wyprodukowanego w latach 70-tych przez Spółdzielnię Pracy Elektra. Jak można się dowiedzieć ze strony wydawcy, płyta zostala nagrana na starym sprzęcie z lat 80-tych. Przypomina mi to, właśnie Tortoise, Ściankę i inne zespoły, które bazowały m.in. na analogowych kamerach pogłosowych. Reasumując Skala to formacja bardzo silnie zauroczona post-rockiem. Ich debiutancki album trafi zapewne w gusta najbardziej oddanych fanów tej stylistyki. [7]


05.08.2005
[Tomasz Właziński]


SKALA "Skalkulator"- Recent music heroes

10.0

/Post-rock, Krautrock, Psychedelic, Alternative, Leftfield, Avant-rock, Jazz, Improvised music/

Comment: Skala Collective is a trio from Poland whose music is filled with experiments in electronics, improvised music and peripheral rock concepts. Recently they issued their brand new album called Sleepy Dancing under Clinical Archives, a legendary Russian experimental label. Skalkulator was publicized as the debut album in 2005 which is a blend of indie music and more experimental angles and facets of rock sound. For instance, it includes the elements of krautrock, and humming jazz-y feeling. On the strength of this there can be drawn parallels upon the likes of Tortoise, Maserati, Sea And Cake, The Dylan Group, Six Parts Seven, Mercury Program. These 7 compositions are an instance of impelling force, more concretely, conveying enthralling tension between improvised elements and sonic determination. It is an absolutely astonishing, must be monumentum.


SKALA "Lumina" 

SIRENSSOUND
highly recommended
Oct. 17.2008 8:09 AM
There are quite a few bands that goes by the name of Skala. The one we are lookig at are from
Kołobrzeg, Poland and create a totally kick back tripping sort of atmosphere which combines
many elements from a light jazzie feeling but primarily light/dark ambient on a solid
experimental/electro ground.
In fact, to be perfectly honest... Skala is one band that's actually hard tag. Some moments they
are quite ambient/post-rockish type and other moments its just this solid Krautrock(ish) feel
of the early/mid 80's but so perfectly well done. I must have this album douzen's of time in the
last 5 days alone.


SKALA "Perryferya" - WAFP

Na temat SKALI internetowe zasoby właściwie milczą, choć to już czwarte wydawnictwo zespołu (konto na myspace wygasło). Nieważne, liczą się dźwięki. A tych na Perryferyi jest całkiem sporo za sprawą nietypowego instrumentarium. Nawet nie wiem, jakie niektóre mają polskie odpowiedniki. Shereke? Tarabuka? Cokolwiek by to nie było, musi pochodzić z krajów, w których przez cały rok temperatura nie schodzi poniżej 20 stopni. Taka jest też Perryferya. To ciepłe improwizacje, odprężające post-rockowe pasaże i wyzierający od czasu do czasu kraut-rockowy masaż. Tu wręcz słowa są niewskazane. Można się rozmarzyć krocząc po tytułowych peryferiach, pokręcić bioderkami w Hands Up, Hands Down, wypić drinka z parasolką wylegując się w słomkowym leżaku i delektując się Strzałą Północy bądź obserwować gwiazdy przy Sam-u-rayu. Świetna, antydepresyjna płyta.

Grzesiek Kopeć [avatar] WAFP.


PERRY FERYA BAND "Back out" - Gery Muzyka

Perry Ferya Band - Back Out
Wytwórnia: Recycling Records
Autor: Piotr Stępiński
3,5 (dla fanów alternatywnego grania 4)


„Perry Ferya - muzyk ludowy urodzony i tworzący na pomorzu środkowym. We współpracy z dwoma innymi ludowymi grajkami: Mayą (Skala, Cosmic Liar & Murderer, ex- Rzepczyno Folk Band, OKW, Tetmayer, i inne) oraz Lechem, miejscowym animatorem bębniarskiej tradycji afryki zachodniej, nagrał, a następnie splądrował powstałe dźwięki nadając im kształt zawarty na płycie Back Out. Twórczość grupy Perry'ego Ferya wywodzi się z chłopsko-robotniczej kultury osiedlowych klubokawiarni i wiejskich świetlic”. Taką informację można znaleźć we wkładce płyty. Napisane jest tam również, że Back Out to tradycja wspólnego muzykowania po spożyciu, wyrastająca z tęsknoty za wielkim światem i zadumy nad losem człowieka”.

O samy zespole niewiele wiadomo. W Internecie można znaleźć zaledwie kilka informacji, natomiast płyta trafiła do redakcji w skromnej oprawie, co jednak nie obniża jej wartości.

Podczas słuchania Back Out przed oczami stają rozmaite obrazy. Jest to jedna z najważniejszych cech tej płyty. Folkowe elementy, doskonale wplecione w ten „alternatywno-muzyczny” mechanizm nadają mu aury baśniowości, odrywając słuchacza od codziennej rutyny życia, przenosząc go do innych krain, które podsuwa mu wyobraźnia. Na albumie można również znaleźć pogłosy industrialu, umiejętnie kreowane za pomocą elektronicznych syntezatorów (zwłaszcza kiedy pojawiają się dźwięki o wysokiej częstotliwości). Wreszcie elementy kosmologiczne, próbujące upchnąć cały wszechświat w odbiorcy płyty. Tu należy wspomnieć o bardzo ciekawym wykorzystaniu instrumentów klawiszowych w Beyond All, które nadało utworowi niesamowitego klimatu.

Jak większość alternatywnego grania muzyka Perry Ferya Band nie jest dla wszystkich i nie nadaje się do słuchania w dowolnym momencie, ze słuchawkami na uszach. Album wymaga skupienia, odsłuchania w samotności i spokoju, tak, żeby w pełni poczuć atmosferę zawartą na płycie. W dalszej części dzieła pojawiają się niepokojące dźwięki, które niczym chichot duchów próbują otoczyć słuchacza i wciągnąć go w swój upiorny taniec. Jednak aby to poczuć trzeba zamknąć się w pokoju, usiąść przed sprzętem audio i wsłuchać się w każdy dźwięk, szmer i uderzenie, wydobywające się z głośników.

Płyta może jednak znudzić, przynajmniej niektórych – tych „bardziej odpornych” na alternatywne granie. Wiem, że są ludzie, którzy poszukują takiej muzyki oraz tacy, którzy lubią przy takich dźwiękach usiąść do książki. Z pewnością Back Out będzie dla nich bardzo ciekawą propozycją. Jednak brak na tym albumie wyraźnie narastającego napięcia, jakiegoś muzycznego uderzenia, które w tego rodzaju muzyce wydawałoby się niezbędne. Utwory trwają, instrumenty „grają swoje”, trochę jakby na jednej płaszczyźnie. Nie zawsze czuć tę przestrzeń, którą jak się domyślam, muzycy chcieli osiągnąć. Numery kończą się bez wyraźnie zaznaczonej puenty, a to niewątpliwie zwiększyłoby wartość albumu. Trochę szkoda. Płyta kończy się nagle, jakby w połowie utworu, co nie brzmi dobrze i można było to rozwiązać lepiej.

We wkładce płyty znajduje się informacja, że poszczególne partie zawarte na albumie powstały w różnych kontekstach i dopiero w studiu zostały poddane elektronicznej obróbce i poukładane w całość. Niestety to czasem słychać zbyt wyraźnie. Niektóre zagrywki się „nie kleją”, można odnieść wrażenie ogólnego chaosu, pewne fragmenty są jakby połączone na siłę „bez ładu i składu”. Ten element jest do poprawienia i mam nadzieję, że na następnym nagraniu zostanie to rozwiązane o wiele lepiej.

Nie zawodzi natomiast brzmienie. Instrumenty nagrane są dobrze i brzmią bardzo czysto. Niewątpliwie jest to zasługa dobrego miksu. Pochwała należy się za „soczystość” talerzy i pełne, „mięsiste” dźwięki tomów. Podsumowując, muzykom należy się duży plus za stawianie na atmosferę, oryginalne użycie nietypowych instrumentów oraz za kilka aranżacji, które brzmią naprawdę świetnie i nadają płycie niesamowitego klimatu.


SKALA COLLECTIVE "Black constellation" WAFP


Rok temu w Ostatkach opisywaliśmy płytę Perryferya wydaną pod szyldem Skala. Od tamtego czasu skład zespołu mocno się rozrósł i piąte wydawnictwo Black Constellation sygnowane jest już „upgrade'owaną” nazwą. Obecność nowych osób mocno poszerzyła zakres muzycznych poszukiwań - nowy album jest swoistym przeglądem wypadkowych zainteresowań członków kolektywu. Słychać znane z poprzednich wydawnictw „rocki”: post kraut i space, teraz dochodzą elementy free jazzu, ambientu, a nawet industrialu. Każda z dziewięciu kompozycji to trochę inna szufladka. Niestety ta wielokierunkowość trochę psuje całościowy odbiór. Black Constellation nie jest tak dobrą płytą jak Perryferya, brakuje jej spójności, wspólnego mianownika dla wszystkich kompozycji. To wciąż ciekawe formalne eksperymenty, ale powodują niepotrzebne rozmycie. I niech zespół nie idzie w stronę Sunday. Z taką topornością Skali nie do twarzy. Proszę za to o więcej takich cudeniek, jak We Will Journey.



SKALA COLLECTIVE "Black constellation" Zebted Music Reblog

Skala Collective - Black Constellation - an interestingly made up music collective that offers a fairly eclectic set of releases. black constellation is sort of jazz, sort of post rock, sort of electronica with threads of tortoise. that said it has a voice of its own and is most definately cutting its own way. Dec11


SKALA COLLECTIVE "Black constellation"-Recent music heroes

9.4

/Krautrock, Post-rock, Avant-rock, Ambient rock, Instrumental rock, Psychedelic rock, Free jazz, Avant-industrial, Space rock, Experimental rock, Dub rock, Electronic, Improvised music/

Comment: Skala Collective, a trio out there provides a mesmerizing blend of post-rock, electronica, free jazz/improvised music, space rock, ambient. At times it is gloomy and contemplative on its propulsive post-metal/doom metal and illbient/dark ambient-esque run, at times thoroughly acute due to its krautrock-ish progressions. On the other side, however, the most off-beat tendency is that the trio (Roger; Maya; GBart) fuses the structures of post-rock with the steps of dub rock balancing between majestic and soothing. In any cases, you can draw parallels upon the likes of Cul De Sac, and Tortoise, Jessamine, and Bardo Pond, Melting Clouds, and Gastr Del Sol. All in all, it is an outstanding (rock) album for sure.


COSMIC LIAR & MURDERER "Sex metal" - Metal Mundus

Trio z Kołobrzegu tworzą muzycy znani z legendarnych już zespołów: Bloody Psycho, Morbid Tales Slaughter czy Piekielne Wrota. Jednak w istniejącym od czterech lat projekcie CLAM Roger, Krakus i Nasty hołdują swym obecnym, bardzo eklektycznym fascynacjom.

To trwająca 13 min., podzielona na sześć utworów instrumentalna muzyczna podróż w nieznane. Utwory są krótkie – od 2’28 do zaledwie 1’32, ale bardzo treściwe – nie ma tu mowy o przeroście formy nad treścią. Przeważa szybka, piekielnie dynamiczna jazda, oparta na gitarowych riffach i świetnej pracy perkusji (“Death On Electric Canvas”). Nie brakuje też psychodelicznych zwolnień (”Kick & Run”) czy nawet wyrazistej melodii, wyłaniającej się spod kilku gitarowych śladów („Ayahuasca”).

Warstwę rytmiczną uzupełniają loopy, zaś schizofreniczny nastrój i chory klimat tworzą klawisze – często wysuwające się na plan pierwszy, czasem współbrzmiące z gitarami. Szybki ”Closed Eyes Open Mind” sporo czerpie z dokonań Tiltu. Nie brakuje też czytelnych nawiązań do death metalu, grindcore i mathcore, połączonych z awangardowymi eksperymentami spod znaku Naked City Johna Zorna, The Locust czy Mike’a Pattona.

Rezultatem jest porywający materiał, który może zainteresować zarówno maniaków muzycznej ekstremy oraz zwolenników awangardy i free jazzu.

Wojciech Chamryk


SKALA COLLECTIVE "Sleepy dancing"WAFP

Po cichu pojawiła się kolejna płyta kołobrzeskiego Skala Collective. Po cichu, gdyż grupa wciąż nie może przebić się w ojczystym kraju. Za granicą podobno radzi sobie całkiem nieźle. Sleepy Dancing może zmienić trochę ten stan - zespół postawił bowiem na piosenki.

Na poprzednich płytach Skala uprawiała z lepszym bądź gorszym skutkiem mieszankę fusion, jazz rocka i post-rocka, nie stroniła również od elektroniki. O ile tamte dokonania miały improwizacyjny, instrumentalny charakter, sprawiające, że zespół trafiał do wąskiego grona odbiorów, to na najnowszym wydawnictwie szeregi zasiliła pełnoprawna wokalistka. Pociągnęło to za sobą zmiany - nowe kompozycje musiały nabrać piosenkowego reżimu i grać pod zwrotkowo-refrenowe dyktando.

Agata Gajewska ma całkiem ciekawy soulowy głos i charakterystyczną „żabkę” w gardle. Skojarzenia wiodą mnie do wokalistek Morcheeby. Ten sam feeling, podobne vibrato mające za zadanie wywołać u słuchacza chilloutowy relaks. Niemniej jednak Skala to trzech zdolnych muzyków, którzy bardziej od usypiania słuchających wolą zaatakować go dość głośną mieszanką wielu stylów. Gdyż mimo postawienia na piosenkowość, w muzyce kołobrzeżan wciąż jest wiele miejsca na nieskrępowane, zespołowe granie. Widać to szczególnie w instrumentalnych kawałkach. Taki War na przykład - opener ukazuje Skalę w starym stylu, wolno rozkręcającą się, psychodelizującą, pełną nabuzowanych efektów wah-wah, z wyrazistym riffem i przestrzennymi wokalizami. Lub Distance, które zmienia ambientowe szumy w gęsty krautrockowy walec. Ale i kompozycjach, w których prym wiedzie Agata Gajewska, zespół nie odpuszcza i tworzy skomplikowane tło. Life Is Calling to taki barokowy, rozbuchany trip hop. W Between Me And Me dochodzi do nieoczekiwanego mariażu purplowskich klawiszy i noise’owych, gitarowych zgrzytów (tu wypada pochwalić także pełen pasji załamujący się wokali Agaty). Ładnie też został napisany Hunt, w którym to plemienny wokal ciekawie współgra z jazzrockową sekcją rytmiczną. Są też bardziej klasyczne chillouty, z Sensual Love na czele.

Zatrudnienie Agaty Gajewskiej ma swoje zalety, ale to także powód, dla którego Sleepy Dancing nie w pełni przekonuje. Wokalistkę ewidentnie ciągnie do spokojnych, wyciszonych form. Tam może sobie pozwolić na pełne uroku wokalizy i zmysłowość (Fear). A facetów nosi - lubią muzykę improwizowaną, dobrze czują się w zmianach klimatów i najlepiej odpoczywają, gdy z głośników lecą twarde dźwięki. Gajewska to rozumie i próbuje za nimi nadążyć, siłowo modyfikując głos, by przebić się przez ściany dźwięków. I wówczas cały nastrój pęka niczym bańka mydlana, a urocza żabka zamienia się w swoją karykaturę.

Skala Collective, gdyby chciała, mogłaby zostać na Sleepy Dancing nową Morcheebą - z głosem Agaty mogliby zdziałać komercyjne cuda. Ale, póki co, interesuje ją mało grzeczny fusion. I z tego powodu słuchacz może odczuwać dyskomfort. Choć, kto wie - może tym razem się uda pozyskać więcej fanów. Nawet mimo braku oczywistych przebojów. [avatar]



SKALA COLLECTIVE "Sleepy dancing"Zebted Music Reblog

skala collective - sleepy dancing - i'm very pleased to be able to post another release from the skala collective. this group is made up of various musicians who all operate within separate outfits but all work in a collaborative sense through social / musical links [like a musical venn diagram]. The skala collective output is thus fairly diverse in style and can mix jazz, electronica, field recording etc. its a mixed bag of post pop. this release is more poppy than the previous 'black constellation' release but very much worth a listen. Mar13


PERRY FERYA BAND "Mantra"His Voice

Ruský netlabel Clinical Archives sice v poslední době dosti ubral na své aktivitě oproti dřívějšímu monstróznímu množství ročně publikovaných nahrávek, přesto by se ale nevyplatilo na něj zapomínat. Možná si naopak nové materiály ještě pečlivěji vybírá, o čemž by mohl být důkazem i nejnovější release - nové album polského improvizačního kolektivu Perry Ferya Band, odnože od stylově o něco méně avantgardní formace Skala Collective (ovšem též zastoupené v katalogu Clinical Archives).

Nejnovější kolekce této kapely, nesoucí název Mantra, přináší čtyři kratší studiové tracky a jeden půlhodinový koncertní záznam (v nich si kapela libuje, předešlé album Live On Venus obsahovalo pouze jediný dlouhý kus). Dohromady jde o velmi výživnou dávku psychedelie a improvizace čerpající z tradice jazzu a rocku sedmdesátých let i rozličné etnické hudby a elektroniky. Přestože je ona psychedeličnost jednotícím rámcem desky, nelze si Mantru snadno zařadit kamsi ke škatulce retro. Každý z tracků ukazuje různé způsoby, jak lze spojit starší inspirace s novějším, současnějším soundem, improvizační neučesanost s digitální přesností. Na začátku je to živelná energie, která dravé rytmy bicích a perkusí společně se syntezátorovými melodiemi spojuje v nekompromisní celek skladby Olympus Mons. Pak dojde na rituální ambientní atmosféru a titulní skladba pak oba přístupy spojí v jeden, když slyšíme zároveň surové skuhrání saxofonů, dravé perkuse i táhlá elektronická atmosferická ostináta, to vše dohromady nakonec spojené jazzovým groovem bicích a basy a dovedeno k jakési mimoděčné introvertní katarzi. Folklórní názvuky nás přitom stále udržují alespoň částečně ve východní Evropě a třeba i mystiky okolo stále tajemného starověkého města Arkaim, jak nám ostatně autoři připomínají i v průvodním textu. S jistou nadsázkou lze o Perry Ferya Bandu mluvit při této desce jako o slovanském pojetí konceptu Sun Ra Arkestra.

Dvaatřicetiminutový celek Live on Mars to potom vlastně dokazuje ještě přesvědčivěji. Kosmická mystika s umnou elektronikou a rituálními vokálními samply přeroste v ještě tajemnější groove, nad ním vyrostou další cinkající a chrastící instrumentální vrstvy, a všechnu tuto evoluci si lze užívat velmi velmi dlouho. Zkuste si to sami, album je volně ke stažení například zde.



P.S.: skrze toto album a přes domovský blog Skala Collective se lze snadno proklikat k velkému množství dalších nahrávek obou propojených formací i sólových počinů jejich jednotlivých členů, vesměs zakotvených ve svobodném netlabelovém oceánu. Zdroj mnoha hodin pozoruhodné hudby doslova k nezaplacení, pátrejme po ní společně.


PERRY FERYA BAND "Mantra" - Cerebralrift.org

The mantra of the Perry Ferya Band is easily stated in one word: improvise.  This group is an off-shoot of the Skala Collective — a group of artists that support each other in solo and group projects.  Mantra is the third release from the group, and definitely takes a bit of a turn from previous releases.

Mantra of the Perry Ferya Band

The Perry Ferya Band strives to seek a new level of hearing and communication through pure improvisation.  This is a concept that has been around since the 1950’s and 1960’s.  Karlheinz Stockhausen possibly took it furthest with Aus den sieben Tagen (English: From The Seven Days, composed in 1968) in which a group of musicians improvised pieces based purely on textual writings.  The idea was that the musicians had to listen to each other, complement what each was doing, react, etc. to create music that reflected the texts.
Many post-bop Jazz musicians, such as Miles Davis, John Coltrane, and others took the concept of pure improvisation into the jazz music as a way to break free from the construct of improvising over a pre-determined harmonic and rhythmic structures.  This level of improvisation lead to what has become known as Free Jazz, where the musicians tend to improvise predominantly based on their communication skills with each other.
And, psychedelic rock of 1960’s and 1970’s frequently featured long, improvised, free-form solos in which bands like The Grateful Dead, Santana, Yes, and others would start from a rhythmic or harmonic structure of one of their pieces, and then transform the piece into something different based on the communication between the musicians and audience.  (More recently “Jam Bands” have been compared to groups like The Grateful Dead and Santana to varying degrees.) Along this same time period emerged numerous fusion groups, such as Oregon and The Paul Winter Consort, that would fuse elements of jazz, rock, and world music into new forms.  
And this brings us to current music.  While there are some groups and ensembles that still practice, to varying degrees, the kinds of improvisation found in the work of Stockhausen or Free Jazz, the majority of improvisation and fusion has not been found in many ambient or electronic artists works.  This is where the Perry Ferya Band steps in by building on free jazz, psychedelic rock, pure improvisation, and world fusion music they build a bridge to the newer forms of ambient and electronic music.
On Mantra the band presents us with four shorter studio improvisations and one large live improvisation.  The overall structure fuses the concepts of their first two releases (Back Out and Live on Venus) into a single release.
Opening with ‘Olympus Mons’, the group starts squarely in the 1960’s with a hard-hitting direct psychedelic rock-fusion piece that would make most cheer.  It’s a set of sounds not heard often these days: synthesizer glissandi, electric piano driven progression, floating saxophone lines over the top of a hard driving drum rhythm.
On ‘North’ the focus is on chimes and bells over a synthesizer drone, which has much of the feeling of an Asian chant or meditation. On the title track, ‘Mantra’ they group starts off with a more free-improvised form with drums, bells, didgeridoo and saxophone.  About halfway through the pieces transforms into a more jazz like form with double bass, drums, saxophone and didgeridoo before eventually fading back out into more melodic ambient style.
Just the level of improvisation and transformation in the first three tracks is impressive, and really makes a strong case for what the Perry Ferya Band does.  Their improvisation skills have a complete range to them that can take you from one level to another with what seems like little effort.  But making this work seem effortless is a testament to the skills and pure creativity of this ensemble.
The last track, ‘Live on Mars’ is a continuation of the type of recording they first presented on Live on Venus where they perform in front of an audience, using all the tools and skills available to them.  While the first four tracks present the types of transformation and fusion they are capable of on a smaller scale, these live works accomplish on a much larger scale.

Conclusion

This is one of the most exciting recordings I’ve heard this year.  A group that is obviously exceptionally knowledgeable of many music forms, and skilled not only in working within those forms, but extending and transforming them with newer ideas and concepts is nothing short of amazing.  I’ve been blown away every time I have listened to this recording.  It doesn’t get old, it is an endlessly fascinating work that has found itself in a special place in my collection.



PERRY FERYA BAND "Mantra" - WAFP


Muzyka członków Perry Ferya Band gościła już kilkakrotnie na naszych łamach. Choć pod inną nazwą - Skala Collective. Grupa kołobrzeskich artystów tym szyldem opatruje każdy solowy bądź grupowy przejaw muzycznej działalności przyjacielskiego kolektywu. Kolejne dzieła wydawane pod barwami rosyjskiego netlabelu, mimo wielu cech wspólnych, są zgoła odmienne. A Mantra jawi się najlepszą propozycją ansamblu od czasu ukazania się pozycji SKALI zatytułowanej (nomen omen)Perryferya.

Po przygodzie z piosenkową formą, panowie do dowództwem Roberta Demidziuka i Grzegorza Bartkowiaka powracają do sprawdzonych krautrockowych eksperymentów. Pełne psychodelicznych fluidów kompozycje zawierają się w granicach pięciu minut (z jednym wyjątkiem), co jak na przyjętą formułę jest dość krótkim czasem. I chyba owa zwartość powoduje, iż nowe rzeczy tak mocno oddziałują na wyobraźnię. Otwierający album Olympus Monsw mgnieniu oka porywa poprzez przestrzeń kosmiczną w stronę najwyższej góry układu słonecznego. A wszystko to dzięki gęstej pracy perkusji, rasowemu krautowemu basowi i onirycznej, rozmglonej gitarze. Powstał dzięki temu ujmujący kocioł, w którym przyjemnie bulgocze i plan pierwszy, i skrawki poupychane na dalszych płaszczyznach. Odmienne kosmiczne klimaty przynosi Space, dzięki elementom charakterystycznym dla world music. Tu nie ma nic z planetarnego majestatu; nad kompozycją unosi się retromotyw drogi, znany z powieści Juliusza Verne'a. Wyniosłość i chłód kosmicznych pustkowi panuje za to w North. To pięć minut kłującego w uszy ambientu z elektronicznym wiatrem, wzniosłym klawiszowym pasażem i niespokojnym oscyloskopowym motywem głównym, dobrze znanym z twórczości Tomasza Mirta. Zmianę klimatu przynosi kompozycja tytułowa, gdzie do gry włączają się elementy jazzowe, co nadaje Mantrze pożądany pierwiastek analogowego ciepła.  

Można dużo dobrego napisać o pierwszych czterech kawałkach trwających łącznie około osiemnastu minut. Ale jest jeszcze numer pięć. Live On Mars to półgodzinne ambientowe monstrum, pełne szmerów, szeptów, urwanych dźwięków, stukotów, chrobotów, szurania, powiewów, rozszczelnień, erupcji i co tam jeszcze wyobraźnia podsunie, gdy podłapie temat czerwonej planety. Ale tego jest trzydzieści dwie minuty. Tylko dla twardzieli...

Dzieła PFB słucha się doskonale. Gęste gobeliny utkane ozdobami na wielu płaszczyznach migrują i momentalnie zaszczepiają się do podświadomości. Ale Life On Mars mam ochotę wywalić z katalogu. Bądź zrobić z Mantry dwie niezależne EP-ki. [avatar]

Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/Perry-Ferya-Band/174510219265348

Płyta do darmowego ściągnięcia stąd: http://clinicalarchives.blogspot.com/2014/02/ca524-perry-ferya-band-mantra.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz